Każdy, kto budował dom lub czekał na odbiór mieszkania od dewelopera, wie, że opóźnienia to codzienność. Na placu budowy zawsze coś się dzieje – materiał nie dojechał, ktoś się spóźnił, ekipa stoi i czeka. Z pozoru to drobiazgi, które giną w natłoku obowiązków, ale gdy inwestycja zaczyna się przeciągać, a Ty liczysz kolejne tygodnie opóźnienia, sytuacja przestaje być błaha. Właśnie te „niewinne” przestoje często stają się później kluczowe w sądzie, gdy przychodzi moment rozliczenia winy za niedotrzymanie terminów.
Najczęstszym problemem jest brak śladu po opóźnieniach, które wynikają z winy inwestora lub dewelopera. Materiał nie dotarł, decyzja została opóźniona, dokument nie został podpisany – a wykonawca, zamiast pisać oficjalne pisma, po prostu czeka. Na budowie liczy się tempo i działanie, a nie papierologia. Tyle że później, gdy sprawa trafia do sądu, deweloper mówi: „Nie było żadnych zgłoszeń”. Wtedy zaczyna się problem – bo mimo że przestoje były realne i wpływały na harmonogram, brak dokumentacji powoduje, że nie można ich wprost udowodnić. W praktyce to właśnie one decydują o tym, kto ponosi odpowiedzialność finansową za opóźnienia i czy można uniknąć kar umownych.
Nie chodzi o to, by każdego dnia tworzyć oficjalne raporty. Czasem wystarczy prosty mail, krótki wpis w dzienniku budowy albo notatka wewnętrzna. Ważne, żeby powstał jakikolwiek ślad, który później pokaże, że w danym dniu prace nie mogły być kontynuowane z winy zamawiającego.
Takie drobne działania mogą mieć ogromne znaczenie:
pomagają wykazać brak winy wykonawcy,
stanowią dowód przy rozliczeniu robót lub naliczaniu kar,
pokazują sądowi, że przestój nie był Twoją decyzją.
W procesie liczy się nie tylko to, kto miał rację, ale kto potrafi tę rację udowodnić.
Zbieraj maile, rób zdjęcia, zapisuj zmiany w harmonogramie. Każdy e-mail potwierdzający opóźnienie dostawy, każda notatka z dnia, w którym prace stały w miejscu – to potencjalny dowód. W sytuacji, gdy pojawia się spór o dziesiątki tysięcy złotych, te drobiazgi potrafią zaważyć o wyniku całej sprawy. Nawet jeśli dziś wydaje Ci się, że nie warto tego spisywać, w przyszłości może to stać się kluczowym argumentem. W sądzie liczy się dokument, nie wspomnienie.
Jeśli masz wątpliwości, czy opóźnienia na budowie można przypisać deweloperowi lub inwestorowi, warto skonsultować się z prawnikiem. Pomoc specjalisty pozwoli przeanalizować harmonogram, umowy i korespondencję, by ustalić, czy istnieją podstawy do roszczeń lub obrony przed karami. Z pozoru drobne niedopatrzenia mogą przerodzić się w duży spór sądowy, dlatego im wcześniej zareagujesz, tym lepiej. Jeżeli chcesz przeanalizować swoją sytuację lub dowiedzieć się, jak zabezpieczyć się na przyszłość, napisz do mnie. Pomagam klientom skutecznie dochodzić roszczeń z tytułu opóźnień i bronić ich interesów w sporach z deweloperami i wykonawcami.