Krajowa Izba Odwoławcza odgrywa kluczową rolę w systemie zamówień publicznych. To od jej decyzji zależy, czy inwestycja może ruszyć zgodnie z planem, czy utknie w przysłowiowej poczekalni. To tak w uproszczeniu obrazuje tę instytucję. Problem w tym, że czas oczekiwania niestety na rozstrzygnięcie odwołania wydłuża się coraz bardziej. Jeszcze dwa lata temu wyrok zapadał średnio w ciągu 15 dni. Dziś na pierwsze posiedzenie czeka się nawet ponad miesiąc. To wskazuje na pewien problem, który niestety się pogłębia. Co może to oznaczać dla np. inwestora bądź wykonawcy? Dowiedz się więcej na ten temat właśnie w tym artykule.
Liczba odwołań w postępowaniach przetargowych rośnie z roku na rok. Jeszcze w 2023 r. było ich około 3,5 tys., a w połowie 2025 r. już tyle, ile kiedyś w całym roku. To zresztą jest rozwinięcie tezy ze wstępu do artykułu. Do końca roku prognozuje się, że przekroczy 6 tys. Taki wzrost automatycznie wydłuża czas oczekiwania na rozstrzygnięcie, bo KIO dysponuje niemal tą samą liczbą członków orzekających co kilka lat temu. Mamy więc prawie dwukrotny wzrost, a osób rozpatrujących nie przybywa. Izba ma obecnie niewiele ponad 50 orzeczników, a eksperci wskazują, że potrzeba nawet 80-90. Nie ma z kolei na razie planów, aby sprawy toczyły się zgodnie z ustawowym terminem. Wymagałoby to nowych specjalistów. Natomiast w naborach brakuje chętnych, przykładowo w ostatnim obsadzono zaledwie połowę miejsc.
Jeśli bierzesz udział w przetargu i zastanawiasz się, jak opóźnienia w KIO mogą wpłynąć na twoją ofertę, dobrze mieć wsparcie prawnika. Pomagam przygotować odwołania, analizuję ryzyka i tworzę strategie procesowe. Pozwala to w pewnym stopniu przyspieszyć bieg wielu postępowań. Dzięki temu wiesz, jak zabezpieczyć swoje interesy w przypadku sporów i jak dostosować harmonogram do realnych terminów. Wyślij do mnie maila i załącz dokumenty, które mogą mi pomóc zapoznać się ze sprawą. Postaram się zasugerować możliwie najbardziej korzystne rozwiązania.
Do przeciążenia dochodzą jeszcze opóźnienia na etapie przekazywania odwołań przez Urząd Zamówień Publicznych. Weryfikacja dokumentacji jest prowadzona ręcznie, bo najczęściej przesyłane są skany zamiast plików z warstwą tekstową. To powoduje, że samo przesłanie akt do KIO zajmuje średnio trzy tygodnie. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że wykonawcy przesyłają odwołania kilkoma kanałami naraz, np. ePUAP i e-Doręczeniami, co jeszcze bardziej komplikuje obieg.
Każdy tydzień zwłoki ma realne konsekwencje. Omówmy to na przykładzie. Załóżmy, że zamawiający rezerwują zwykle dwa lub trzy tygodnie na ewentualne odwołania. Teraz trzeba z kolei planować z jeszcze większym wyprzedzeniem, gdyż dziś okazuje się, że trzeba czekać nawet dwa razy dłużej. W praktyce oznacza to przesuwanie terminów inwestycji, rozbicie harmonogramów i rozpoczęcie robót w mniej sprzyjającym okresie roku. To najczęściej jest jednoznaczne z kosztami oraz przestojami w realizacjach. Wykonawcy również tracą i nie jest to tylko problem inwestora. Część firm w czasie oczekiwania po prostu musi szukać innych zleceń. Nie da się z kolei zawsze realizować dwóch dużych zleceń. Inni mają wspomniane przestoje i stoją z zespołem gotowym do pracy. Sytuację pogarszają też zmienne warunki finansowe. Na szkodliwość tych przestojów wpływają też rosnące ceny paliw czy materiałów. Wszystko to z kolei sprawia, że oferty składane kilka miesięcy wcześniej stają się nieaktualne.
Jeszcze niedawno polski model odwołań uchodził w UE za przykład sprawności i szybkości. Trafiło do jednak do opisanej powyżej “poczekalni”. Na ten moment widać, że bez wsparcia kadrowego i szerszej cyfryzacji procesów ryzykuje utratę tej reputacji. Elektroniczne akta z możliwością wyszukiwania czy ograniczenie duplikacji dokumentów mogą odciążyć urzędników. Co do zasady jednak nie zastąpią dodatkowych rąk do pracy. W jaki sposób sprawa zostanie rozwiązana? Na odpowiedź trzeba będzie mimo wszystko poczekać.
Prezes zarządu spółki
KHG Podatki&Księgowość sp. z o.o.